Lata 50-te we wspomnieniach Marii Zamiary-Jędrzejczak

Pani Maria Zamiara (-Jędrzejczak), do 1966 roku mieszkała w Golęczewie na Tysiąclecia 1. Barwnie opowiada o wsi z lat swojego dzieciństwa – między innymi o bydle pędzonym na poligon, cygańskich taborach i nocnym stróżu opłacanym przez całą wieś.

Zdjęcia z archiwum rodzinnego Kamili Zamiary-Franczak.

Codziennie krowy z całej wsi, a także inne zwierzęta, były pędzone w jednym wielkim stadzie na wypas na poligonie. Oczywiście jeśli nie było ostrego strzelania. Pasterzem był pan Lichy z Chludowa. Płaciło mu się co miesiąc od krowy. Zawsze zaczynał na łące koło Tammów (na Krętej) i szedł przez całe Golęczewo. Po kolei zbierał zwierzęta od gospodarzy – jak gospodarz widział że się zbliżają, to jego zwierzaki dołączały. Na początku kozy, potem owce, potem krowy – ponad 100 sztuk (myśmy mieli 2), na końcu pasterz i pies. Dworcowa była wtedy częściowo wybrukowana, częściowo żwirowa. Pasterz musiał trafić w odpowiedni moment, żeby żaden pociąg nie przejeżdżał. Potem przechodził przez szosę obornicką, samochodów wtedy było bardzo mało, więc nie było dużego problemu ze wstrzymywaniem ruchu. Potem szedł na poligon – daleko, aż za Jeziorko Golęczewskie, i tam pozostawał aż do wieczora. Pasterz znał wszystkie zwierzaki. Jak krowa się ocieliła, pasterz wiedział czyje to cielę, i sprowadzał gospodarza, który brał cielaka na wóz. Jak to całe wielkie stado wracało do wsi, to każda krowa wiedziała gdzie jest jej dom, gdzie ma skręcić, i sama szła do obory.

Idą krowy idą – ulicą Tysiąclecia

Czołgi jeździły z poligonu przez Golęczewo Dworcową, a potem przez Las Sobocki na Rostworowo. Czołgiści stawali przed sklepem i szkołą. Dla nas dzieci to była atrakcja  – oglądaliśmy czołgi, nie spieszyliśmy się do szkoły. Jak jechali ulicą, łamaliśmy im gałęzie z czereśniami i podawaliśmy do jedzenia. Żołnierzy też spotykaliśmy nad Jeziorem Golęczewskim – przyjeżdżali czołgiem i się kąpali.

Nad Jeziorem Golęczewskim. Dzisiaj – gęsty las, wtedy – łąka i zabawa

Co roku nad Jeziorem Golęczewskim, na łące, rozkładał się cygański tabor – aż do roku kiedy im zakazali wędrówek. Było pięknych wozów ponad dziesięć. Nad jezioro przychodziły dziewczynki, golęczewska młodzież dawała im cukierki, a one za to tańczyły. Kiedyś nawet widziałam tam wesele cygańskie – Cyganie zaprosili nas tam, goście pili wódkę, były ceremonie, tańce… Do wsi przychodzili, ale nie handlowali niczym. Czasami przychodziły dwie cyganki, jedna zagadywała, a druga w tym czasie kradła kurę. Nam też ukradli. Cyganie pozostawali tu tydzień, dwa a potem ruszali dalej.

Podwórze domu na Tysiąclecia 1, klatek z nutriami doglądają Aniela Zamiara z synem Stefanem

W gospodzie w sali tanecznej przynajmniej raz w miesiącu odbywały się zabawy. Od piątej do ósmej miały wstęp dzieci, potem bawili się sami dorośli. Odbywały się tam również biletowane przedstawienia, organizowane przez sołtysa Jana Gocha. My w szkole też wystawialiśmy sztuki, pamiętam przedstawienie o Roksanie i rycerzu.

W sklepie (w domu na miejscu GSu – dzisiejszej apteki) sprzedawała pani Jasikowa. Tylko spożywczy, cukier był w wielkich worach, z własną torebką trzeba było iść. Inne rzeczy sprzedawali wędrowni sprzedawcy. Np. tacy przyjeżdżali na koniach i dawali garnki w zamian za butelki i szmaty. Inni – sprzedawali koszyki wiklinowe.

Na stacji kolejowej znajdował się telefon, jeden jedyny na całą wieś. Tam trzeba było iść, na przykład żeby zawezwać pogotowie.

Maria i Stefan Zamiara, z matką Anielą

W latach 50-tych w Golęczewie był tak zwany stróż nocny. Chodził po nocy po wsi, sprawdzał czy gdzieś się nie pali, czy nie kręci się po wsi ktoś podejrzany. Nazywał się Głód, mieszkał na Dworcowej 54 (lewa połowa bliźniaka). Był opłacany przez mieszkańców – na koniec miesiąca zbierał opłaty po domach.

Rodzina Zamiarów przed swoim domem

Pamiętam też obowiązkowe poszukiwania stonki na polach. Obowiązkiem każdej rodziny było wystawić jedną osobę do poszukiwania stonki – ja też chodziłam. Chodziło się po wszystkich polach ziemniaczanych i kijem trzeba było zaznaczyć ognisko stonki. Wtedy inny szedł i truł to ognisko.

Małżeństwo Sadurów pod domem Zamiarów na Tysiąclecia 1