1914: Podoficer Kämpe odwiedza starego ojca w Golęczewie

„Pociąg się zatrzymał, a z zewnątrz dobiegł dźwięk „Goo-lähn-hoo-fähn”. Wilhelm Kämpe otrząsnął się z zamyślenia i wysiadł”. Wszystko wskazuje na to, że krzepiąca niemiecki patriotyzm nowela „Erlöser Krieg”  jest literacką fikcją. Ale oddane z dużą dokładnością realia Golęczewa wskazują, że jej autor przechadzał się osobiście ulicami wsi.

Wzmianek w prasie, czy nawet dłuższych raportaży o wsi wzorcowej Golenhofen można znaleźć w niemieckiej prasie bardzo dużo. Za to utwór literacki, którego akcja dzieje się w Golęczewie, to prawdziwy rarytas. Z tym większą radością odnalazłem opowiadanie autorstwa niejakiego Georga Rindfleischa, wydrukowane w czasopiśmie „Der Zeitspiegel” z 1916 roku.

„Było to w pierwszych dniach listopada 1914 roku” – jak zaczyna się historia podoficera niemieckiej kawalerii Wilhelma Kämpe. Streszczając pierwszą część opowiadania – za żołnierzem ciągnie się niesławna przeszłość. Ma za sobą wyrok za nieumyślne spowodowanie śmierci – przy jakiejś szamotaninie, która miała miejsce, gdy spekulant zajmował zadłużony dom jego ojca gdzieś w Wesftfalii. Sfrustrowany, bez żadnych widoków na przyszłość (jego ukochana wyszła za mąż, a ojciec przepadł gdzieś na wschodzie, wśród Polaków), postanawia dobrowolnie iść na front. Rosjanie naciskają ze wschodu i zaczynają zagrażać niemieckim kresom wschodnim… Przed dotarciem do obozu wojskowego w Biedrusku Kämpe jedzie odwiedzić ojca.

Opowiadanie można z dzisiejszej perspektywy określić jako „patriotyczne czytadło”, mające wzmocnić bojowego ducha niemieckiego czytelnika. Ciekawie jest wniknąć w tę narrację, pełną pogardy dla Polaków. Zaś umiejscowienie akcji opowiadania właśnie w Golęczewie jest dowodem, że niemiecka wzorcowa wieś Golenhofen wciąż funkcjonowała w powszechnej świadomości.

Winieta wydania, w którym ukazała się nowela Georga Rindfleischa

Wojna odkupieniem (fragmenty)

Autor: Georg Rindfleisch

[…] [W Poznaniu] Podoficer Wilhelm Kämpe przesiadł się do pociągu, który miał odjechać do Schneidemühl [Piły]. Konduktor dał sygnał i długi pociąg wił się, wytaczając się z hali. Kämpe był sam w wagonie. To mu odpowiadało. Nikt nie zadręczał go pytaniami. Nie musiał się obawiać własnych odpowiedzi. Jeszcze pół godziny i będzie na miejscu.

A te pół godziny przyniosło myśli, wspomnienia i wizje przyszłości. Ale nowych nadziei brakowało. W końcu głupotą było mieć nadzieję. Nadzieja na co? Na śmierć? To był chyba najlepszy sposób postępowania. W końcu nadejdzie w Rosji; kto wie, jak; tak naprawdę zresztą nie miało to znaczenia. […]

Teraz miał iść na wschód, walczyć z Rosjanami. Dostał trzy dni urlopu, po czym miał się zgłosić do Warthelager [Biedrusko] pod Poznaniem, do dalszego przeniesienia. Ale najpierw chciał po raz ostatni zobaczyć swojego starego ojca. Kolega z pułku powiedział mu, że jego ojciec mieszkał w osadzie Golenhofen, między Poznaniem a Schneidemühl. […]

Pociąg się zatrzymał, a z zewnątrz dobiegł dźwięk „Goo-lähn-hoo-fähn” [głos kolejarza zapowiadającego stację – Golenhofen]. Wilhelm Kämpe otrząsnął się z zamyślenia i wysiadł.

Po paru minutach przybysz stanął sam na peronie. Dokąd się zwrócić? Która z tych polskich chłopskich chat z ich nędznymi strzechami – jak je sobie wyobrażał na Wschodzie – miałaby być ojca domem?

Wyszedł na wiejską ulicę, na której panował spokój późnego jesiennego popołudnia, i skierował się prosto na zachód.

Czy naprawdę był tu, pośród niesławnego polactwa, gdzie ludzie prowadzą tak nędzne życie?  Ale – czy to miejsce nie wyglądało się zupełnie niemiecko, swojsko? Czarne topole rosły po obu stronach schludnie utrzymanej drogi. Niektóre wciąż miały suche liście, które wiatr od czasu do czasu zrzucał mu na twarz.

I oto pierwsze domy…

Żadne rozpadające się drewniane czy gliniane chaty, mieszkania razem ze stajniami, jak mu opowiadano. Urocze budynki wyłaniały się z pieczołowicie pielęgnowanych przydomowych ogródków. Za szybami jednego z domów z czerwoną dachówką, jarzyło się nawet światło elektryczne. Odblaski światła padały na niego przez gałęzie drzew, a on miał wrażenie, jakby łza przemknęła mu przez rzęsy. Nieoczekiwane światło mogło go oślepić. A może był to jednoczesny przypływ wewnętrznego podniecenia, radości i wstydu?

W ostrych kształtach zmierzchu domki odcinały się od tła ogrodu. Każdy z nich reprezentował charakterystyczny styl pana domu, a jednocześnie razem tworzyły przyjemny, całościowy obraz, w doskonałej harmonii. Styl saksoński sąsiadował ze starofrankońskim, reński z wirtemberskim, a o tam oto – znajomy dom westfalski ze spiczastym dachem dwuspadowym zwróconym w stronę ulicy, z półdrzwiami i szerokim, przestronnym holem wejściowym.

Przytłoczony tą swojskością wsi, zatrzymał się. Dalej, przy drodze, stał rząd prostych westfalskich domów. Podszedł do najbliższego i w półmroku prezyglądał się szczytowi budynku. Wejście zdobiła pobożna sentencja:

„Gdzie w domu panuje miłość i pokój,
Tam mieszka błogosławieństwo Boże.
Ale gdzie w domu panuje niezgoda,
Szatan jest obecny”

To przeczytał z ozdobnego napisu nad drzwiami. „Ale gdzie w domu panuje niezgoda”, mruknął do siebie.

Napis na domu Dworcowa 51 – rekonstrukcja. Do dziś widać jego ślady na elewacji.

Gdzieś zaszczekał pies. Pewnie zauważył wieczornego wędrowca. Wilhelm Kämpe aż podskoczył.

Był, jak Aswerus, skazany na wieczny niepokój. Nie miał ojczyzny. Pruska Komisja Osadnicza przyznała tym ludziom ojczyznę, której żadna spekulacja ziemią nie mogła im odebrać. Ci ludzie mogli czuć się radośni i szczęśliwi, nie musieli obawiać się o swoją ojcowiznę [Heimat] i mogli z entuzjazmem iść na wojnę. Oni również mieli ojczyznę [Vaterland]. I ta ojczyzna również należała do starego ojca, tylko… nie do niego.

Dotarł do wiejskiego placu, z którego cztery drogi rozchodziły się pod kątem prostym, niczym „w domu”. Po jednej stronie pracowała pompa wiatrowa, zaopatrująca wioskę w wodę. Z jej hałasem mieszała się pieśń, dochodząca z oddali:

Poznańska ziemio nad Notecią i Wartą,
pełna niemieckiego charakteru,
gdzie nasi ojcowie zostali wezwani,
by tworzyć Ostmark [wschodnie kresy].
Jesteśmy twoi sercem i ręką,
ukochana, droga ojczyzno!

Pieśń śpiewało kilkoro uczniów, idąc wiejską ulicą. Nieśli coś dla swoich rodziców. Wesoły chłopiec niósł w ręku świeży bochenek chleba, który kupił w wioskowej piekarni.

Jak Wilhelm Kämpe zazdrościł tym dzieciom! Gdyby tylko mógł być takim niewinnym dzieckiem, radującym się w swojej pięknej ojczyźnie. Bo ta ojczyzna była piękna! Ci, którzy tak często poniżali Wschód, nigdy go tak naprawdę nie poznali.

Zatrzymał chłopca, który był wyraźnie zaskoczony widokiem żołnierza, i zapytał go, gdzie mieszka jego ojciec. Chłopiec wskazał mu właściwy kierunek: numer 23 po lewej stronie ulicy. Skierował się w tamtą stronę.

Dworcowa 55 – dawny dom nr 23. Dziś nie istnieje (jest w tym miejscu apteka).

Wreszcie stanął przed domem ojca. Wszedł do środka i przywitał się ze staruszkiem. W pokoju zastał Gertrudę z rodziną. Uciekła z Prus Wschodnich i tu znalazła dom. Jej mąż został zamordowany przez Rosjan, jej ojciec dawno nie żył.

Nikt nigdy nie dowiedział się, co tamtego wieczoru zostało powiedziane między tymi trzema osobami.

Wilhelm Kämpe następnego ranka obudził się innym człowiekiem. Jego ojciec i Gertrud mu wybaczyli, więc teraz wiedział, że istnieje ojczyzna [Heimat], ojczyzna [Vaterland], również dla niego, tutaj na niesławnym Wschodzie. Miał obowiązki i wiedział, jak je trzeba wypełnić. Ta święta, ukochana ziemia, którą pracowitość i dyscyplina uczyniły bastionem niemieckości, musiała zostać broniona, jego ojciec i Gertruda musieli być chronieni, a dziecko Gertrudy…

A potem mógłby wrócić i nazwać ten kawałek ziemi swoim – a może nawet więcej.

Po dwóch dniach zameldował się w swoim transporcie w Warthelager. I pojechał!

Zaledwie tydzień później niemiecki raport wojskowy z 16 listopada donosił: „Decydująca bitwa rozegrała się w walkach, które trwały od kilku dni pod Włocławkiem. Kilka korpusów armii rosyjskiej, które stawiły nam czoła, zostało odpartych aż do Kutna. Według obecnych ustaleń stracili 23 000 jeńców, co najmniej 70 karabinów maszynowych i amunicję, której dokładna liczba nie jest jeszcze znana”.

Wielka bitwa pod Włocławkiem dobiegła końca, a Poznańśkie nie było już zagrożone, gdyż wojska Mackensena wykonały swoje zadanie solidnie. Wilhelm Kämpe też tam był…

Zginął za ojczyznę; kilka tygodni później jego stary ojciec otrzymał Krzyż Żelazny, który był zbyt późną nagrodą za zasługi syna. Wraz z dyplomem pamiątkowym, zawisł w pokoju starego ojca. W Wigilię Bożego Narodzenia Gertrud ozdobiła je jodłowymi igłami, zraszając je łzami.

Wyrzutek stał się bohaterem.

Pocztówka sprzed 1914, z lewej wejście do domu, w którym według noweli mieszkał ojciec i niedoszła żona Wilhelma Kämpe. Sylwetka żołnierza dodana przez aplikację AI (z pewnością nie odpowiada w szczegółach wyglądowi podoficera kawalerii).