W urzędowych czasopismach zdarzają się perełki. Wydanie Kreisblatt des Kreises Posen-West (urzędowej gazety powiatu zachodniopoznańskiego) z 4 sierpnia 1910 zawiera obszerną i barwną relację ze szkolnego święta w Golenhofen. Są tu opisy zabaw, a także podniosła atmosfera święta ku czci cesarza. Przenieśmy się do wakacyjnego Golęczewa z roku 1910… (tłumaczenie Grzegorz Grupiński).
Golenhofen, 2 sierpnia. W ostatnią niedzielę szkoła i osada Golenhofen obchodziły wyjątkowe, piękne święto szkolne, sfinansowane z dobrowolnych składek mieszkańców. Dokładnie o godzinie drugiej rozpoczął się pochód do pobliskiego lasku, należącego do osadnika Kertha [właściciel domu na Dworcowej 28]. Z przodu – wojskowe instrumenty muzyczne, następnie nauczyciel i uczniowie w odświętnych strojach, a na koniec reszta społeczności wiejskiej, mężczyźni i kobiety oraz cała młodzież. Prawie nikt nie został w domu. Przybyli także goście z zewnątrz, m.in. komisarz powiatowy Dittfach z Rokietnicy, miejscowy pastor Kleindorff, przyjaciele i rodziny z sąsiednich miejscowości Chludowo, Goldau [Złotkowo] i Złotniki.
Wkrótce na placu zapanował różnobarwny tłum i wesoły gwar. Wszędzie dało się wyczuć radosne oczekiwanie. Młodzież szkolna ustawiła się przed ścianą namiotu i zachwyciła obecnych kilkoma znakomicie zaśpiewanymi dwu- i wielogłosowymi pieśniami. Piosenki i marsze patriotyczne, pieśni na cześć przyrody i melodie ludowe przeplatały się ze sobą i stanowiły piękne świadectwo osiągnięć miejscowej szkoły w wielogłosowym śpiewie.

Po tym dziele przyszła nagroda: na dzieci czekał wielki stół z kawą i 80 górami ciasta. Wszyscy za nim zasiedli, radośnie jedząc i pijąc. Po kawie odbyło się losowanie najróżniejszych przedmiotów codziennego użytku dla szkolnej młodzieży. Najlepsze było to, że każdy los wygrywał. Książki z bajkami i poezją, szelki, skarbonki i pudełka do szycia były wyjmowane z dużego podróżnego kosza i budziły radość i wdzięczność. Najdziwniejsze było to, że każda nagroda trafiała do tego, kto najbardziej z niej mógł skorzystać.
O czwartej godzinie zabrzmiały trąbki, dając sygnał do apelu na cześć cesarza, który wygłosił rokietnicki pastor. Pastor przypomniał, że dom, szkoła i kościół mają to samo zadanie, które je nierozerwalnie łączy, a mianowicie wielką i świętą pracę nad dziećmi. Należy położyć dobry fundament w sercu dziecka poprzez przykład i przyzwyczajenia z domu, a następnie szkoła i kościół mogą na tym budować i pomagać rodzicom doświadczać prawdziwej pociechy w swoich dzieciach. Ale nadzieja nie tylko rodziców, ale i ojczyzny spoczywała w młodzieży. Dlatego i ją należy wychowywać przez kościół, szkołę i rodzinę, aby była wierna ojczyźnie, i tutaj także dobry przykład jest lepszy niż jakakolwiek mowa.
To takie proste i musi być łatwe, zwłaszcza dla osadników, kochać cesarza. Jest przecież ich gorącym promotorem. Jego ojcowską troską o kraj jest to, aby osadnicy tutaj, w Ostmark [na niemieckim wschodzie], mieli warunki do rozwoju umysłowego i wygodnego życia, i dlatego zasługuje on na miłość, wdzięczność i lojalność ze strony młodych i starych.
To wszystko tak radośnie współgrało z apelem, że cesarska pieśń „Heil Dir im Siegerkranz” popłynęła wprost z serc wszystkich obecnych.
Wtedy rozpoczęła się dla dzieci najbardziej radosna część: gry i tańce oraz wszelkiego rodzaju rozrywki, w tym w szczególności układy marszowe, przedstawiane przez chłopców. W paradnym marszu skręcali oni raz w prawo raz na lewo, raz dwójkami a raz czwórkami, każdy z czarno-biało-czerwoną flagą i wszyscy z wielką radością, że mogą zrobić coś jak prawdziwi żołnierze.
Tymczasem miejscowy nauczyciel, pan Janetzky, trudził się nieustannie, aby uczynić dziecięce święto wyjątkowym. Wyścigi w workach, przeciąganie liny i śpiewogry wywołały radosne wiwaty, a drobne nagrody zachęciły do wielkich osiągnięć.
Nie zabrakło także dziewcząt. Pani Pastor Kleindorff opiekowała się nimi szczególnie uprzejmie. Były więc wesołe gry w kręgu i kółeczku, tańce i piosenki, które wkrótce sprawiły, że dziecięce twarze zajaśniały radością.
Starsza młodzież również mogła się zaangażować. Schleuderball [zabawa polegająca na rzucaniu rodzajem piłki], piłka nożna czy rzucanie pierścieniem do celu były przedmiotem kulturalnej rywalizacji. Nauczyciel Janetzky był zawsze na czas, aby zaproponować coś nowego, aby utrzymać porządek i radość.
Wieczorem odbyła się specjalna uczta dla dzieci; ciepłe kiełbaski, bułki i lemoniada, i to była radość widzieć, jak smakowały te przysmaki. Potem znów zabrzmiały trąbki. Zaczął się pokaz fajerwerków. Rozbłysły „rakiety” i „roje”, świeciły słoneczne i świetlne kule. Wiele achów i ochów rozbrzmiewało z oczarowania.
Po fajerwerkach w kierunku domów ruszył długi ognisty wąż. Z dźwiękami muzyki młodzieńcy szli z pochodniami, następnie dzieci szkolne w parach, każde z kolorowym lampionem. Cały ten kolorowy, rozświetlony poczet ludzi cieszył oczy mieszkańców wsi.
Wszyscy zatrzymali się przed szkołą. Tutaj inspektor szkolny podziękował w imieniu zarządu szkoły nauczycielowi Janetzkiemu, wśród radosnych wiwatów, za wielki trud i pracę, jaką włożył w szkolne święto, za niestrudzoną gorliwość, z jaką dbał o to, aby festyn był tak piękny i udany.
Capstrzyk i modlitwa zakończyły ten wspaniały dzień, a kiedy zrzucone razem na środku placu pochodnie rozbłysły czerwonym blaskiem, w wielu sercach i ustach z mocą rozbrzmiała pieśń „Ich bete an die Macht der Liebe” („Modlę się do mocy miłości”). Piękna uroczystość dobiegła końca, ale pamięć o niej na długo pozostanie w sercach.
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.