Legendy trwają wiekami. Do dzisiaj opowiada się, że Jezioro Golęczewskie, niewielki akwen leżący w lesie na wschód od wsi, posiada podwójne dno. Jedni mówią, że na samym dnie spoczywa tam czołg, jeszcze inni – że mieszka tam czarownica.
Podobne podanie zostało zapisane w dużo bardziej rozbudowanej formie ponad 100 lat temu. Przytaczam je w całości, na podstawie tekstu zamieszczonego w wydanej w 2013 roku książeczce „Jubileusz 700-lecia Golęczewa” pod redakcją Marii Bajer. Legenda najprawdopodobniej pochodzi z książki Otto Knoopa, zbieracza podań wielkopolskich, kujawskich i pomorskich (więcej o nim tu). Tłumaczenie: Magdalena Aniołek.
Na wschód od Golęczewa i na południe od Chludowa znajdują się dwa niewielkie jeziora. Oba leżą wzdłuż potoku, który jedni zwą Sarnim Strumieniem, a inni zwyczajnie rowem.
Mieszkańcy wiosek opowiadają, że są to jeziora tajemnicze, niezwykle głębokie, nawet z podwójnym dnem. I że o zmierzchu dzieją się tam różne dziwy. A to hałasy, a to pobrzękiwania; mówią też, że widziano tam jakoweś ognie.
Ongiś jeden z młodych mieszkańców, nie wiadomo już teraz, czy był to golęczewianin czy chludowianin, w każdym razie młody i ciekawy, postanowił to sprawdzić. W pewien lipcowy, pogodny dzień wybrał się nad Jezioro Golęczewskie. Rozebrał się i wskoczył do wody. Zanurzył się w wodną głębię, pragnąc dobić do dna. Po wielu trudach udało mu się dotrzeć do podwodnej groty. Tam spotkał Pannę Wodną, topielicę. Wyjawiła ona młodzieńcowi jeziorną tajemnicę.
Dawno, dawno, przed wiekami w tym miejscu, gdzie znajdują się jeziora, były dwa wspaniałe pałace należące do skłóconych ze sobą rodzin. W jednym z nich mieszkała piękna dziewczyna, zawołana tancerka i pieśniarka, a w drugim ładny chłopiec, wyśmienity jeździec i dzielny myśliwy. Pewnego razu powracając z polowania w chojnickich lasach, młody mężczyzna zauważył słodko śpiewającą dziewczynę zbierającą jagody. Wydawało się mu, że spotkał istotę nieziemską, tak była piękna. A i jej bardzo spodobał się myśliwy. Od tego czasu spotykali się często, niemal codziennie, przyrzekali sobie wzajemnie miłość i wierność.
Niestety o wszystkim dowiedzieli się rodzice, którzy stanowczo młodym zabronili spotkań. Mimo przestróg i zakazów rodzicielskich dziewczyna z młodzieńcem spotykali się nadal.
Rozgniewani rodzice postanowili działać. Podczas jednego z sekretnych spotkań dziewczyny i chłopca rodzice z jezdnymi zaskoczyli młodych, pobili i wtrącili do pałacowych lochów, oczywiście oddzielnie.
Na nic zdały się szlochy dziewczyny i krzyki chłopca. Zamknięci jeszcze bardziej do siebie tęsknili. Łączność między nimi zapewniła miejscowa znachorka, która przekazywała wiadomości o wzajemnych uczuciach łączących uwięzionych. Ale i to wytropili wścibscy rodzice i kontakt urwał się.

Wówczas kochankowie wpadli na pomysł, aby wykopać podziemny tunel pozwalający im odwiedzać się wzajemnie. W ciężkiej i znojnej pracy wspierała ich, działając bardzo dyskretnie stara znachorka.
A młodzi kopali, mijały dni i tygodnie, miesiące i lata, a oni nadal wydobywali spod pałaców szpadlami ziemię. W ciemnościach piwnicznych stracili chyba orientację, bo nie zważali na to, gdzie kopią, nie zauważyli nawet, że doły, które kopią, zalewała woda. Zagłębiali się coraz bardziej, aż podkopali fundamenty domostw i pałace się zawaliły. Dziarsko nadal machali łopatami. A wody przybywało coraz więcej i więcej. Wydobyli bardzo dużo ziemi, usypując wokół głębokiego wykopu sporych rozmiarów pagórki. A do jamy wpływała ciągle woda, zatapiając całkowicie ładne, murowane pałace.
Dziewczyna i chłopiec kopali nadal i kopią po dzień dzisiejszy, już nie tak szybko jak dawniej. Nie mają już tyle sił, przecież bardzo się zestarzeli, dzisiaj są zgarbionymi, słabymi staruszkami. Ale zapewniam cię, mój młody pływaku, że wciąż kopią, obecnie codziennie wykopują bardzo mało ziemi. To ich jednak nie zniechęca, pracują cały czas, dążąc do tego, aby się spotkać zgodnie z danym sobie kiedyś słowem.
I tutaj młody zwolennik letniej kąpieli zadał topielicy pytanie.
– Skąd ty, Panno Wodna, o tym wszystkim wiesz?
– A bo ja, mój drogi pływaku, jestem tą starą znachorką. Bowiem kiedy waliły się pałace, byłam właśnie wtedy z nowinami od chłopca w lochach dziewczyny i zostałam przygnieciona gruzami i zalana wodą. Tak, że rada nie rada musiałam wykorzystać swoje tajemnicze moce i zamienić się w topielicę. A hałas i zgiełk słyszalny nocami w pobliżu jeziora to efekt wyrzucanej ziemi przez kopiących, a świetliki ukazujące się podczas mrocznych nocy są z mojej przyczyny. Niejednokrotnie w czasie gęstego mroku oświetlam staruszkom miejsce, aby widzieli, gdzie mają składować wysypywany piasek z wykopu.
Golęczewianin czy może chludowianin wrócił do swojej wioski i opowiedział niektórym, kogo spotkał na dnie jeziora. Wielkie to wywołało zdziwienie i poruszenie wśród mieszkańców Golęczewa i Chludowa i trwa to do dziś.
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.